Jak Mickiewicz wygrał „Dziady”? Adamowa „poezja czynna” w Collège de France
W Collège de France poezja i religia, wiara, nadzieja i miłość stały się dla Mickiewicza jednością. Nowa poezja, czyniona całym sobą i w zasadzie odrzucająca pisanie, wyrażała sens niesamowitego eksperymentu religijnego, którego głębi i ryzyka nikt, z wyjątkiem Słowackiego i – w pewnym stopniu – Krasińskiego, nie potrafił ówcześnie pojąć.
Mickiewiczowska próba zamachu na wszystkość powiązana z krytyką, jak powiadał, „Kościoła oficjalnego” lub „Kościoła urzędowego” musiała się współczesnym jawić jako herezja, odszczepieństwo lub złowrogi pomruk szaleństwa.
Pytanie Adamity, powtarzane za Ewangelią wg św. Jana (8, 43): „Dlaczego nie rozumiecie mowy mojej?”, budziło przerażenie, święte oburzenie, wzgardę, w najlepszym razie – zażenowanie. Mickiewicz przekonany, że dramat jest najwyższą formą poezji, zrobił, od-robił, wygrał, rozegrał Dziady w Collège de France sam wobec zachwyconych i przerażonych widzów-uczestników.
Próżno szukać kolejnych fragmentów Dziadów. Nie warto rozpaczać, że dalsze ich części Władysław Mickiewicz spalił w kominku przed podróżą Ojca na Wschód, z której Adam nie powrócił.
Opowiem, jak Mickiewicz Dziady rozgrywał w paryskiej auli zamienionej w świątynię tajemnego obrządku.
Opowiem, czym była dla niego poezja.
Krzysztof Rutkowski